Geschichte

Geschichte, Historia

    W połowie 2005 r. będąc w odwiedzinach u Pani Marii Kirchniawy po raz pierwszy zetknąłem się z kserokopią manuskryptu autorstwa Pani  Renate Taplick. Po zapoznaniu się z nim szybko stwierdziłem że zawiera bardzo dużo zdjęć  Starego Grodkowa z okresu przedwojennego i opowiadania ówczesnych jego mieszkańców. Te opowiadania są  bardzo cennym źródłem wiedzy historycznej dotyczącej  Starego Grodkowa której trudno szukać w innych  materiałach. W 2007 r. miałem przyjemność  poznać osobiście  Pania Renate Taplick i zapoznać się z oryginałem manuskryptu. Z Panią Taplick spotkałem się jeszcze kilka razy, za jej zgodą mogłem na stronie internetowej Starego Grodkowa zamieścić skany wszystkich zdjęć. Postanowiłem również stworzyć oddzielny blok o nazwie Geschichte w którym zamieszczam skany tych opowiadań w oryginale. Nie wykluczam że w niedalekiej przyszłości przetłumaczę te opowiadania na język polski.


Ireneusz Kowalski, Stary Grodków 2010.08.08

 

 GTE10m.jpg

Renate Taplick i Ireneusz Kowalski przed zniszczonym zamkiem w Kopicach, 2007r.

 


 

GTE20am.jpg
GTE20bm.jpg
GTE20cm.jpg
GTE20dm.jpg



Stary Grodków i jego historia

M. Bittner, nauczyciel w szkole zawodowej


Prawdopodobnie Stary Grodków jest jedną z najstarszych osad na grodkowskiej ziemi.  Jak należy przyjąć to hrabia Pogarell i kanonik Gerlach z Wrocławia zasiedlili tą wioskę i to jeszcze przed założeniem miasta Grodków. W kronice klasztoru w Kamieniu Ząbkowickim, pod rokiem 1234 czytamy, że Gumbert bronił się przed płacenia dziesięciny należnej klasztorowi w Starym Grodkowie. To pierwszy dowód na istnienie Starego Grodkowa. Na polecenie tamtejszego duchownego parafia Stary Grodków obchodziła swoje 700 lecie w postaci triduum. Na początku XV wieku, najstarsza  a zarazem pierwsza cześć miejscowości określano jak „Registrum Wratislaviensis”  nazywany również Doritzdorf, albo Drogotendorf. Ta nazwa miejscowości pojawia się w księgach wieczystych do 1945 roku. Dolna Wieś powstało prawdopodobnie w toku osiedlenia miejscowości w XII i XIII wieku w oparciu o już istniejącą posiadłość rycerska . Wspólna budowa kościoła zbliżyła te dwie miejscowości. Według oceny konserwatora Lutsch, kościół powstał około roku 1270. W  „Tragedii Śląska 1945/46” ( Tragodie Schlesiens 1945/46), Monachium 1952/53 o kościele pod wezwaniem Trójcy Przenajświętszej wspomina się w roku 1271.  Początkowo Stary Grodków musiał posiadać własną parafię, która w czasie reformacji zanikła. Prawdopodobnie została zniszczona.  W każdym razie przy odbudowie w 1800 roku nie znaleziono pozostałości murów, ani działki na której kościół został wzniesiony. Około tego roku w Stary Grodków miał 19 rolników, 35 ogrodników, 14 wolnych mieszkańców wsi, 8 posiadaczy gospodarstw domowych, w tym 15 rzemieślników , a Nowa Wieś Mała 6 rolników, 13 ogrodników, 1 wolnego mieszkańca wsi, 3 posiadaczy gospodarstw domowych , w tym jednego rzemieślnika.  W związku z tym, że za czasów reformacji cześć pierwotnie katolickich mieszkańców, pod wpływem pana gruntowego, przeszło na luteranizm i tylko mała część wolnych rolników pozostała wierna starej wierze, duszpasterską opiekę nad Starym Grodkowem zajęły się Kopice, a czasowo i Chróścina Nyska. Z tego czasu pochodzi legenda o cudownej figurce Matki Boskiej, którą wiele razy chciano wozem zaprzężonym w 4 konie przewieźć do Kopic, i kiedy w końcu udało się ją przewieźć,  drugiego dnia znajdywano figurkę spowrotem na jej miejscu w Starym Grodkowie. Po 150 latach opieki duszpasterskiej przez Kopice względnie Chróścinę Nyską, Stary Grodków stał się za wstawiennictwem barona von Hennberg samodzielną parafią.  W grudniu 1800 roku przybył pierwszy katolicki ksiądz Christian Gleisenberg (konwertyta) do Starego Grodkowa. Plebania została wzniesiona na działce ogrodniczej.  Posiadłości należące do księdza obejmowały początkowo 2 łany pól uprawnych i 3 morgi łąki. Przez separację pól uprawnych wielkość tych dóbr została zmniejszona o prawie 1 łan, tak że obejmowały jedynie 64 morgów pół uprawnych i 3 morgi łąki.

W roku 1932 plebania została dokładnie wyremontowana. Nasz kościół parafialny został w latach 1911-1913 znacznie powiększony, po uprzednim powiększeniu cmentarza o ½ morgi. Później zostały zbudowane przez parafię organy, których budowa została zakończona jeszcze przed rozpoczęciem I Wojny Światowej. Ze względu na to, że parafia musiała oddać dzwony podczas I Wojny Światowej, w roku 1940 dzięki ofiarności parafii zakupiono nowe. Z opowiadań starszych ludzi pamiętam jeszcze nazwiska dwóch wcześniejszych  miejscowych duchownych : ksiądz Hahn oraz ksiądz dr. Grudney, który zmarł w 1900 roku w Starym Grodkowie. Jego grób znajduje się obok kamiennego wejścia do kościoła. W tym samym roku biskupstwo powierzyło posadę księdza wikaremu z Niemodlina – Richardowi Wersch, który do 1940 roku wzorowo zajmował się parafią. Ciężkie schorzenie oczu zmusiło go do przejścia na emeryturę.

Ksiądz Wersch przeprowadził się do Grodkowa i pomagał tam w duszpasterstwie, aż do ewakuacji po 1945 roku.  W końcu znalazł przyjęto go w Sommerda/Turyngia.  Tutaj także podjął się, mimo podeszłego wieku i choroby oczu pracy w kancelarii parafialnej. Kiedy tam zmarła jego siostra, która przez ok. 50 lat prowadziła jego gospodarstwo domowe, przeprowadził się do Heiden/Westfalia, prowadził tam w mszę świętą w kaplicy w szpitali i zmarł w roku 1959, w wieku prawie 87 lat. Jego następca, ksiądz Jos. Kappler, dotąd opiekujący się chorym księdzem i arcykapłanem jest dzisiaj księdzem w Schappdetten, w okręgu Münster/Westfalia.

Stara szkoła przykościelna, została odbudowana po pożarze w roku 1882, była jak parafia początkowo działką ogrodową. Ówczesny budynek szkolny nie był wtedy większy od starszej części budynki i znajdowały się w nim: jedna sala lekcyjna, dwa pokoje mieszkalne wzgl. sypialnie i chlewik, z którego później powstała kuchnia (sklepienie arkadowe).  Dopiero później wybudowano  konkretne  budynki użytkowe takie jak stodoła, obora, chlew i pomieszczenie na węgiel.  W roku 1870 rozbudowano budynek o 3 sale lekcyjne, zwiększono mieszkanie przeznaczone dla nauczyciela wzgl. kościelnego oraz powiększono pomieszczenie dodatkowe i gospodarcze.  Dwóch, bądź trzech tam pracujących nauczycieli mieszkało – jak długo nie byli żonaci – w szkole, później w wiosce. Do dóbr kościelnego należało oprócz mieszkania dla nauczyciela również kilka ogrodów przydomowych, ok. ½ morgi ogrodu polowego za szkołą oraz 6 morgów pola uprawnego w najlepszym położeniu i jakości przy drodze do Kopic. W roku 1938 rozdzielono urząd nauczyciela i duchownego, przez co całe działka należąca do szkoły, z ogrodem polowym włącznie, została przekazana  gminie. Pozostała część  ziem pozostał w posiadaniu Kościoła. Na podstawie kroniki szkolnej, można ustalić, że następcą urzędującego ok. 1800 Nikolaus’a, był jego syn, a po nim wymieniony zostaje nauczyciel Knittel. Ostatni – wielki rolnik – był również wstanie zakupić całe gospodarstwo rolne i je zagospodarować (później gospodarstwo rolne Rodehau-Tifferts). Jego następcą został kierownik szkoły Emil Bittner z Nowego Świecia w pobliżu Nysy. W 1898 przeszedł w stan spoczynku, przeprowadził się do Głuchołaz, gdzie wybudował sobie własny dom. Zmarł w 1907 roku.  Po nim nastąpił Franz Daumann, do tego momentu nauczyciel w Chróścinie, który w roku 1925 przeszedł w stan spoczynku, w 1932 roku zmarł w szkole w Starym Grodkowie, gdzie został także pochowany. Jego szczególną zasługą było to, że powstała spółdzielnię zaopatrzenia w energię elektryczną, która zelektryfikowała wioskę, a mieszkańcy w skutek nadchodzącej inflacji w krótkim czasie mogli sprawić sobie doprowadzenie prądu, motory, maszyny, żarówki i wystarczające oświetlenie wioski. Jego następcą został 2 nauczyciel Max Bittner, bratanek jego poprzednika, powracający z 5 letniej niewoli na Syberii, który od 1920 do 1945 działał na miejscu.

Według „ Topograph Handbuch von Oberschlesien 1865” miedza Starego Grodkowa miała 5850 morgów. Składały się na nią 4952 morgi pól uprawnych, 3-7 klasy, 114 morgów zagrody i ogródków, 509 morgów łąk, 177 morgów lasu oraz 99 morgów nieuprawionej powierzchni. Pola uprawne były częściowo dobre, ziemia łatwo przepuszczalna, częściowo gleba była złej jakości z podkładką. Niskie plony przynosiła ziemia, na której wcześniej był las i jezioro. Lasy obejmowały ponad 1000 morgów, jeziora ok. 400 morgów. Tereny już dawno przekształcone w pola uprawne. Do samego majątku należało prawie 3600 morgów ziemi.

Prawdopodobnie wskutek rozpadu wspaniałego majątku Grodków w latach dwudziestych, Beatenhoff odłączył się i stał się niezależnym majątkiem. Prawdopodobnie wtedy rolnicy z Starowic Dolnych kupili część dóbr ziemskich, które leżały przy drodze łączącej Stary Grodków z Starowicami Dolnym. Przejęli przez to także ciężary związane z posiadaniem tych ziem i musieli spłacać na rzecz parafii Stary Grodków odsetki. Dlatego mieszkańcy Starowic Dolnych musieli m.in. przyczynić się do rozbudowy kościoła w Starym Grodkowie. Z tego tytułu mieszkańcy Starowic Dolnych corocznie uczestniczyli w mszy popołudniowej w kościele w Starym Grodkowie w Wielki Piątek. Najstarszym rodem i właścicielami majątku byli baronowie von Hundt i Halften. W XVII wieku właścicielem majątku był kanonik Hand Heymann z Różanki (wielki pomnik na wschodniej ścianie zewnętrznej prezbiterium).

Ostatnimi właścicielami byli baronowie von Henneberg. Przez dłuższy czas do posiadłości Hennebergów należały Kopice, a także Izbicko niedaleko Otmuchowa. Nieliczni członkowie rodziny Henneberg są pochowani w krypcie pod kościołem. W latach 1840-1847 działał na majątku Stary Grodków fabryka cukru, która upadła ze względu na niewielką opłacalność.

Przy wyposażeniu przebudowano piękny wielki zamek barokowy w fabrykę. Przy tym zniszczono względnie zamalowano obraz ukrzyżowanego Chrystusa al fresco, który znajdował się w kaplicy zamku.

Majątek Żarów miało 660 morgi, z czego właściciel majątku Peter w Starym Grodkowie odkupił w roku 1912 60 morgów łąki, które połączył z resztówką P.Brockt’a, oraz z gospodarstwem rolnym Liboriusa Hönschera obejmujących łącznie 260 morgów oraz z obejmującym 60 morgów młynem (Hirschmühle). W roku 1916 majątek został objęty administracją rodziny Schaffgotsch z Kopic.

W roku 1925 majątek Żarów został odsprzedany Górnośląskiej Spółce Zasiedlającej Ziemię, która stworzyła 3 miejsca przeznaczone do osiedlania( 110 * 55+55morgi), podczas gdy część pól uprawnych przeszedły w posiadanie różnych gospodarstw chałupniczych albo małych przedsiębiorstw w Starym Grodkowie oraz Nowej Kuźni.  Młyn Hirschmühle, nazywany także młyn Hundt’ego na pamiątkę barona von Hundt i Haften von i zu Alt Grottkau Spółka zatrzymała dla siebie. (Ostatnim dzierżawcą była Reinhold Knorn, obecnie zamieszkały w Stanach). Pozostała część majątku został zagospodarowany przez prowincjonalny Ośrodek Wychowawczy Grodków przez wychowanków filii w Nowa Wieś Mała. Przez wkroczenie Służb Pracy w roku 1933 zrównano zamek z ziemią, a malowidła byłej kaplicy zamkowej, podlegające prawu o ochronie zabytków, zostały całkowicie zniszczone.   

O okolicznościach założenia wioski Nowa Wieś Mała nie wiemy nic dokładnego. Pewne jest, że osiedlona została później i prawdopodobnie z Grodkowa, gdyż tamtejszy majątek rycerski był około roku 1850 dobrem kameralnym. Udział spadkowy rodziny Korsawesch, położony bezpośrednio przy drodze między Grodkowem a Nysą, nabył Krajowy Ośrodek Wychowawczy Grodków. W wielopiętrowym budynku umieszczeni były wychowankowie, których użyto jako siła robocza. Nimi opiekowali się bracia zakonni. W czasie II Wojny Światowej użyto budynku jako lazaret.

Kolonia Żarów, zgodnie z polityką gminną należała do Starego Grodkowa, jest młodszej daty. Przy zmianie nazwy wielu miejscowości w ostatnim czasie otrzymała nazwę Beatenhof, od nazwy folwarku, leżącego z północnej strony wioski (ostatnio lokal gastronomiczny). Odnośnie właścicieli majątku pamiętam tylko parę nazwisk: Laqua, Fritsche i Habel. Laqua założył dla dzieci jego pracowników na swoim majątku szkołę, która posiadała tylko jedną klasę. Inne dzieci z kolonii mogły także do niej uczęszczać. Przez problemy z mieszkaniem i zły stan dróg, często zmieniał się nauczyciel, co było na niekorzyść uczniów. W planach było wybudowanie nowej szkoły, jednak przez wybuch wojny w 1939 roku plan ten nie mógł zostać zrealizowany. Przez inteligencję w zarządzaniu i wzmocnienie majątku przez jego ostatniego właściciela Habel, kolonia Żarów stała się majątkiem wzorowym. Obejmowała obszar ponad 500 morgów, a jej struktura była w dobrym stanie. Oprócz dochodowej uprawy roślin okopowych oraz uprawy zboża, zajmowano się hodowlą bydła. Konikiem właściciela jednak była hodowla koni. Do wywożenia zbiorów Habel kazał zbudować,w ostatnich latach, rampę przeładunkową na dworcu kolejowym w Starym Grodkowie. Niestety ten wspaniały człowiek został zastrzelony podczas napadu Ruskich. Jego grób znajduje się w małym ogrodzie zamkowym. Do czasu naszej ewakuacji o jego grób starannie dbali jego ostatni pracownicy. Z zakładów działalności gospodarczej według „ Topografisches Handbuch von Oberschlesien Breslau 1865”  znajdowały się w Starym Grodkowie 2 młyny wodne z dwoma dopływami, które były napędzane przez wodę z Jaszowa wzgl. Starego Grodkowa. Młyn Hundt’ego pod koniec stulecia przestał działać, zaś młyn przy moście ( Brückenmühle), zwany później po jego właścicielach młynem od Kempe’go i Nipelt’a, działał do lat 20.

W przeciwnym kierunku, w północnej części wioski, wspomina się o wiatraku, który z czasem zaniknął. Jedynie górka po wiatraku i budynki mieszkalne i gospodarcze, przypominają o dawnym miejscu w którym znajdował się wiatrak.

Przed rokiem 1900 istniała – zaraz przy dworcu – Spółdzielcza Wytwórnia Walców Parowych, która była zmuszona zgłosić upadłość, co wpędziło Spółkę w finansowe problemy. Gorzelnia wytwarzająca alkohol z ziemniaków, która prowadziła swoją działalność w tym samym pomieszczeniach, spłonęła wskutek pożaru w roku 1898. Wysoki komin przestawiono wzgl. został zburzony w 1904 przez Nyskich Pionierów; jak również komin gorzelni znajdującej się na terenie majątku Żarów.

4 lutego 1945 roku na rozkaz Kreisleitung’u ewakuowano Stary Grodków. Po długiej jeździe ciągnikiem przez Kamienik, Lipniki, Kamieniec Ząbkowicki,  Kłodzko, Międzylesie, osiedliliśmy się w końcu na kilka tygodni w Triebendorf  niedaleko Moravská Třebová.

Na podłodze pomieszczenia szkolnego w Starym Grodkowie, jak i na wieży kościelnej, stworzono posterunki obserwacyjne niemieckiego wojska. Szkoła spłonęła doszczętnie po trafieniu w nią bombą artylerii ruskiej o około 7 rano, podczas gdy pomieszczenia gospodarcze ostały się. Dzisiaj mieszkają w nich Polacy.

Kościół również się ostał, jednak w prezbiterium trafiła bomba. 6.2. toczyły się wokół Starego Grodkowa zażarte walki. Ruscy wtargnęli do Starego Grodkowa, przybywając od strony Grodkowa i Kopic, mimo stawianego oporu. Ruscy kościoła używano jako stajni na konie, zaś zakrystii jako kuchnię. Splądrowali tabernakulum. W nocy na 7.2. spłonęła plebania. Wiele mieszkańców, którzy pozostali w Starym Grodkowie, zostali rozstrzelani przez Rusów, inni zostali wywiezieni bądź zmarli w tych dniach. 9.2. nastąpił odwet sił niemieckich, który odrzucił wroga spowrotem do Starego Grodkowa. Nie ciężko się domyśleć, że wskutek trwającej tygodnie kanonady domy w Starym Grodkowie, jak i w mieście Grodków, legły gruzem. Dopiero koniec marca niemiecki Wehrmacht zaniechał oporu. Mieszkańców pozostałych jeszcze w starym Grodkowie gnano prawie  nieświadomie w kierunku Brzegu. 15 maja 1945 roku część ewakuowanych mieszkańców i wywiezionych parę dnie przedtem do Brzegu, powróciła do Starego Grodkowa. Jaki straszny obraz naszego Heimatu stanął nam przed oczami! Wiele domów zniszczonych, zazwyczaj czyste asfaltowe ulice całkowicie zabrudzone, zwłoki ludzi i zwierząt w rowach, na polach i drogach, nie nadająca się do walki broń na drodze. Powołany prowizorycznie przez ruskich burmistrz, miał zarządzać gminą.  U niego i jego przyjaciół w Żarowie Ruscy, a później Polacy zasięgali informacji potrzebnych do aresztowania powracających mężczyzn. I tak rozpoczął się ciężki czas dla najuboższych w więzieniu Grodków, czas głodu, cierpienia, meryterium w dosłownym słowa tego znaczeniu, w takim stopniu, że mężczyźni umierali już wtedy, a późnej także w następstwie tego nieludzkiego traktowania. 1.7.1945 Polacy przejęli administrację gminy. Jak pod administracją ruską plądrowanie się nie zdarzało, tak teraz było na porządku dziennym. Polski  burmistrz, komunista Tatara i jego pomocnik Bielik prowadzili politykę strachu: bicie, dręczenie w każdej formie, nowe aresztowania mężczyzn, bezczeszczenie cmentarzy przez przewracanie nagrobków. (Wg. „Tragödie Schlesiens1945/46  in Dokumenten”). Przez rok mieszkańcy, którzy powrócili do domu musieli poddawać się tym szykanom ze strony Polaków. Codziennie prowadzono mężczyzn pod ostrą kontrolą do pracy. Do wieczora musieli pracować bez przerwy, a przy powrocie do więzienia dostawali kromkę chleba i cienką zupę.  Kobiety i dzieci pędzono do pracy w wiosce. Za cały dzień wieczorem dostawały kromkę chleba.

15 maja 1946 wybiła dla nas godzina zbawienia. Zaprowadzono nas w „towarzystwie” z naszym skromnym dobytkiem na stację kolejową Grodków i zamieszczono nas w wagonach towarowych. Każdy z nas wiedział, że przy tym zostaniemy przez polskich wartowników pozbawienie tego co nam jeszcze zostało.

Stało się jednak inaczej: Temu pierwszemu transportowi towarzyszył – jak mi powiedział – wojewoda Górnośląski, rolnik z Marklowic niedaleko Raciborza,  który miał przypilnować aby nic się nam nie stało. To go udało mi się przekonać, aby całkowicie zawszona kobieta , której żaden z nas nie znał, aż do jej zwolnienia musiała pozostać na miejscu.

 


GTE25am.jpg 
GTE25bm.jpg
GTE25cm.jpg



NASZ PIĘKNY STARY GRODKÓW


Nasza ukochany niezapomniany Heimat

Na ostatnim spotkaniu Ślązaków w Kolonii, przyjaciele naszej ojczyzny bardzo żałowali, że o przeszłości naszego starego Heimatu - Starego Grodkowa, jeszcze nigdy nie pojawił się godny przeczytania artykuł. W poniższych wierszach chce opowiedzieć, na ile pamiętam, co nieco o naszej pięknej rodzinnej wiosce Stary Grodków.

Stary Grodków, jedna z najstarszych, a zarazem najpiękniejszych wiosek w okręgu Grodków, leży otoczona urodzajnymi i żyznymi polami uprawnymi i łąkami, patrząc od strony Grodkowa mniej więcej w  kierunku południowym, oddalona o około 4 km. Przy przejrzystej pogodzie można było dojrzeć, aż do śląskich gór (Gromnik i Sobótka), tak jak duże części Sudetów ( Biskupią Kopę i Pradziada).

Nastąpi teraz krótkie sprawozdanie o starszej i nowszej przeszłości Starego Grodkowa.

 Nasz ówczesny miejscowy ksiądz Wersch, w miedzy czasie zmarły, już za życia często tłumaczył, że z prastarych pism i akt kościelnych wynika, że Stary Grodków istniał już około roku 1200, jak nie wcześniej, i że nasi przodkowie już wtedy osiedlili się na tym terenie. Już wtedy miał istnieć katolicki kościół. Górna część wioski nazywano w wcześniejszych czasach Doritzdorf. W prastarych czasach istniała także dobro rycerskie z wielkim zamkiem i tysiącami morgów pól uprawnych oraz posiadłościami leśnymi. Jego właścicielami w tych czasach byli Baronowie von Hundt i Altgrottkau, jak i Baronowie von Henneberg. Ostatni sprawowali patronat nad kościołem. Pewnym więc jest, że przy budowie kościoła wiele pomogli. Ich ostatnim miejscem spoczynku, jest krypta pod ołtarzem wielkim kościoła w Starym Grodkowie. Ich posiadłość została w późniejszych latach zakupiona przez nabywców ziemi (Żydów), przez nich podzielona i sprzedana rolnikom. Reszta w wielkości 200 morgów pozostała przy resztówce. Do starego zamku dobra rycerskiego włamały się  w 1934 roku Służby Pracy i zrównały go z ziemią. W wnętrzu zamku odkryto prastare malowidło ścienne. Przedstawiało Chrystusa na Krzyżu. Konserwator odrestaurował malowidło, gdyż miało wartość historyczną i umieścił je na liście zabytków chronionych. Kiedy burzono zamek, zaniedbano zażądania od wspomnianego konserwatora zezwolenia na rozbiórkę zamku. Konserwator, dowiedziawszy się o włamaniu do zamku względnie zmieszczeniu malowidła, był bardzo rozgniewany.

Na skutek tego dostałem wiele listów od rządu. Chciano wiedzieć, kto udzielił policyjnego zezwolenia na rozbiórkę zamku. Najchętniej obarczono by mnie winą i zwalono całą odpowiedzialność na mnie. Bogu dzięki, udało mi się przedłożyć dowód, że to nie ja wydałem zezwolenie na rozbiórkę zamku.

Na prawo i lewo drogi, która prowadziła przez nasza wioskę, znajdowała się dużo liczba okazałych i pięknych gospodarstw z zadbanymi ogrodami i płotami. W centrum wioski widniał nasz piękny i przestronny Kościół z wieżą z cebulastą kopułą oraz starannie założony cmentarz. Zaraz niedaleko znajdowała się plebania. Do parafii należała oprócz Starego Grodkowa z dzielnicą miejscowości Beatenhoff, także gmina Nowa Wieś Mała. Miejscowym duchownym był, już wspomniany wcześniej, ksiądz Wersch, który zawód ten wykonywał przez całe swoje życie. Na okres jego działalności przypada przebudowa i rozbudowa naszego Kościoła w latach 1910-11. Koszty budowy zostały rozłożone na rolników i właścicieli domów według wielkości posiadłości. Dzięki pokaźnym, dobrowolnym datkom udało się księdzowi Wersch, zamienić wnętrze kościoła w istną szkatułkę na biżuterię.

Naprzeciwko Kościoła, z drugiej strony ulicy, znajdował się budynek szkolny z mieszkaniem dla kościelnego.  Nauczycielem był  przez długie lata, do przejścia w stan spoczynku, Pan Franz Daumann. Był bardzo zaradnym i sumiennym nauczycielem i wychowawcą, nawet gdy czasem naciągnął spodnie i dał, nam chłopakom, solidnego klapsa w tyłek. Na pewno też szczerze na niego zasłużyliśmy. Dodatkowo Pan Daumann był także organistą i prowadził dobrze zadbany śpiew kościelny przez długie lata. Jego następcą został jego zięć, przebywający obecnie w stanie spoczynku Pan Max Bittner, któremu stanowisko powierzono z rąk rządu. On także prowadził swoje stanowisko jako nauczyciel i organista w sposób sumienny i wierny, aż do opuszczenie Heimatu.

Teraz przedstawię sprawozdanie o mężczyznach, którzy prowadzili urzędy w gminie na przełomie wieków do czasu wypędzenia i byli odpowiedzialni za dobro i biadę członków gminy.

Pierwszym naczelnikiem gminy, o którego kadencji relacjonuję, był właściciel gospodarstwa Pan Liborius Hönscher. W tym okresie urząd ten był określany mianem naczelnik gminy, wcześniej sołtys, później burmistrz. Wyżej wymieniony pełnił ten urząd od połowy lat 90 do roku 1911. Był właścicielem pięknego gospodarstwa rolnego obejmującego 260 morgów. Sekretarzem gminy był przez długie lata rolnik Josef Aulich. Miał pismo, można powiedzieć, jak adwokat i był bardzo szanowanym i wszechstronnie udzielającym się mężczyzną. Między innymi był: pracownikiem poczty, urzędnikiem stanu cywilnego, sekretarzem gminy, prowadził sprawy kasy pożyczkowej i oszczędnościowej oraz prowadził wszystkie sprawy ubezpieczeniowe, jak ubezpieczenie na wpadek pożaru i gradu. Jako posłannik gminy, woźny i stróż nocny pracował przez długie lata, aż do podeszłego wieku stary ojciec Hansel. Ile dróg i korytarzy musiał przemierzyć i ile nocy ten szczery i wierny mężczyzna w deszczu, śniegu i zimnie poświęcił dla gminy.  Chciałbym jeszcze dodać, że za te usługi w tamtych czasach płacono bardzo mało.

Urząd naczelnika urzędu nad okręgiem urzędowym Stary Grodków sprawował wtedy dziedziczny sołtys wsi Josef Korsave w Nowej Wsi Małej. Do okręgu urzędowego Stary Grodków należała także dzielnica Beatenhoff i gmina Nowa Wieś Mała z folwarkiem Ołdrzychowice Kłodzkie. Następnym naczelnikiem urzędu był właściciel dobra rycerskiego Dr. Gustav Schulze w Nowej Wsi Małej. Prawdopodobnie był więcej niż 20 lat w urzędzie. Jego następcą był autor tego tekstu. Byłem ok. 10 lat w urzędzie. Moja kadencja zakończyła się wraz z Wypędzeniem i tym samym byłem ostatnim naczelnikiem urzędu okręgu urzędowego Stary Grodków.

Następcą wpierw wymienionego naczelnika gminy został wybrany przez zarząd gminy właściciel dóbr seniora Carl Brockt. Jego działalność jako naczelnik gminy rozpoczął w roku 1911 i zakończył na początku lat 20. Jako kolejnych naczelników gminy należy wymienić: gospodarz wiejski Paul Baumgart, gospodarz wiejski Carl Tiffert i gospodarz wiejski Alois Müller. Okres urzędowy wymienionych rozciągał się od lat 20-tych do roku 1932. Wspomnieć należy, że w okresie urzędowym naczelnika gminy Carla Tifferta, dzięki jego staraniom, wzniesiono pomnik ku czci poległych.

Głową gminy, urzędowym określeniem było odtąd burmistrz, był od 1932 roku do początku II Wojny Światowej właściciel gospodarstwa Paul Jütter. Był właścicielem okazałego gospodarstwa rolnego o wielkości 125 morgów, bardzo porządny rolnik. W jego okresie urzędowym zburzono remizę strażacką, a na tym samym miejscu zbudowano większy i nowocześniejszy budynek z pomieszczeniem szkoleniowym. Koszty budowy były wysokie i burmistrz musiał, jak przykro mu też było, zasięgnąć głębiej do portfela gminnego.

Następca i tym samym ostatnim burmistrzem gminy Stary Grodków został właściciel gospodarstwa rolnego Paul Brogt. Także on był właścicielem pięknego gospodarstwa rolnego o wielkości 130 morgów, zaradny rolnik jak i burmistrz oraz znany jako spokojny gospodarz. Prowadzenie spraw urzędowych podczas wojny, pewnie nie było dla niego czymś łatwym. Ale potrafił zawsze dopasować się do sytuacji w jakiej się znajdował i dbać o interesy gminy. Wspomnieć należy z uznaniem, że wspierał czynem i słowem wdowy wojenne i kobiety, których mężowie zostali powołani do służby wojennej.

Gmina dysponowała, także dobrze wykształconą i zawsze gotową do akcji miejscową straż pożarną. Jej prowadzącym był komendant straży pożarnej Josef Berthelt.  Był zaradnym komendantem i zasłużył się bardzo w gaszeniu pożarów w okręgu urzędowym.

A teraz musze w moich wywodach wspomnieć o jednej kobiecie. Kto jej nie znal, dobrą mamę „Luxen”. Do podeszłego wieku pracowała w swoim zawodzie jako położna. Była zawsze do pomocy, kiedy po nią posłano, czy dzień czy noc, w każdą pogodę. Ilu małym obywatelom ziemi pomogła, przez cała swoją działalność jak położna, zobaczyć światło tej ziemi?

Moje wywody pragnę zakończyć krótkim sprawozdaniem o dzielnicy miejskiej Beatenhoff. Dzielnicę Beatenhoff kiedyś nazywano Kolonia Żarów. Na wniosek w latach 20-tych zmieniono nazwę dzielnicy na Beatenhoff. Gospodarze z Beatenhoff mieli mniej więcej takie same posiadłości ziemskie (żyzne pola uprawne) jak majątek, około 750 morgów. Właścicielem majątku był Habel. Zakupił majątek po I Wojnie Światowej, w bardzo - pod względem gospodarczym - zaniedbanym stanie. Krok po kroku Habel uczynił z niego majątek wzorowy. Przy wizji lokalnej ówczesny starosta Dr. Jüttner powiedział do mnie(staliśmy przed folwarkiem): „Panie naczelniku urzędowy, proszę popatrzeć, stąd widać aż do Grodkowa, ale Beatenhoff leży w błocie.” Później podjęto plan, że Beantenhoff ma zostać podłączony do sieci dróg w kierunku Stary Grodków. Okręg względnie prowincja przyznała na ten cel już subwencje w wysokości 30. 000 Marek. Plan budowy zniweczyły niezgodności między gospodarzami a Panem Habel. Habel nalegał, aby dróżka, która prowadziła wzdłuż jego folwarku, została rozbudowana do drogi, gospodarze chcieli zaś rozbudować tzw. Drogę Kościelną (Kirchweg). Suma przeznaczona na rozbudowę drogi, została przeznaczona na inne cele.

Mieszkańcy Beatenhof mieli otrzymać także nową szkołę. Budowa nowego budynku szkolnego i mieszkań dla nauczycieli była postanowiona i zatwierdzona przez rząd. Dopłata do kosztów budowy ze strony rządu w wysokości 37 000 została zatwierdzona. Niestety także ten plan nie doszedł do skutku, gdyż wybuchła II Wojna Światowa.

A teraz, moi kochani mieszkańcy Starego Grodkowa i przyjaciele z kraju rodzinnego, jestem u końca moich wywodów. Mam nadzieję, że przeze mnie nadesłane pismo będzie przede wszystkim chętnie czytane i zyska aprobatę.

W tej nadziei pozdrawia Was, łącząc pozdrowienia z Heimatu i życząc Wam wszystkiego dobrego

Wasz Alois Gerlitz

 


 

 GTE30am.jpg
GTE30bm.jpg

 



Fliegerhorst[1]  w Starym Grodkowie


Około roku 1935 rozpoczęto budowę lotniska w Chróścinie, na ziemi staro-grodkowskiej, w przeważającej części na ziemi Kopickiej (Schwarzengrund); nizinny krajobraz wręcz zaprasza do tego!

Teren lotniska mierzył około 1000 * 2000 m, teren leśny około 300 * 500 m. Całość terenu należącego do lotniska Fliegerhorst od reszty odgranicza jednometrowy płot sztachetowy. Lądowiskiem była wielka powierzchnia trawnika, na której w zależności od kierunku wiatru zaznaczono za pomocą małych chorągiewek pas do lądowania i startowy. Utwardzony pas do lądowania i startu nie istniał. Ale dwa pasy do lądowania i startu mogły być jednocześnie ustawione.

Urzędowe określenie Fliegerhorsta jako urzędu brzmiało: „Szkoła lotnicza A/B 9 Grodków” (Flugzeugführerschule A/B 9 Grottkau). Od 1939 roku jest nasz Fliegerhorst obiektem militarnym i zarządzany bezpośrednio z Oddziału Lotniskowego A 1/VIII Grodków (Flugplatzkommando A 1/VIII Grottkau). W styczniu 1945 roku następuje nagłe przeniesienie, a w marcu 1946 roku w Weimar-Nohra likwidacja Szkoły lotniczej A/B 9 Grodków (F Sch A/B 9 Grottkau). Od 1939 do 1945 roku Fliegerhorst jest obsadzony personelem lotniczym i technicznym, przy czym personel lotniczy składa się z pilotów instruktorów i uczniów. Personel techniczny składa się z kompani technicznej. Już od początku II Wojny Światowej lotnisko jest przewidziane na lotnisko polowe. Samoloty myśliwskie typu Me 109 znajdują się na terenie lotniska. Budynki administracyjne i mieszkalne są w barakach. Znajdują się one w części lasu na wschód od lądowiska. Dla samolotów będących w pogotowiu do dyspozycji były 3 hangary. W jeszcze jednym hangarze dokonywano napraw samolotów. Hangar pomieści 20 – 25 mniejszych samolotów typu A oraz 9 do 12 większych samolotów typu B.

W Szkole Lotniczej znajdują się następujące typy samolotów:

Samoloty typu A – FW 44 – Steiglitz – Arado 66 / 96 – Bü 131/181 KL

Samoloty typu B – FW 58 – Ju 33 – Ju 34

W przypadku śniegu i lodu samolotom nadającym się do lotu przyprawiano płozy. W dni w których nie latano na terenie Fliegerhorsta ćwiczyła grupa szybowcowa. Także w Radzikowicach niedaleko Nysy odbywały się loty pilotażowe samolotami typu A. Wiele samolotów typu FW 58 z załogą zostały w 1943 roku odkomenderowane jako samoloty kurierskie do Rosji. Wiele stacjonujących w Starym Grodkowie żołnierzy, częściowo mechanicy pokładowi, częściowo piloci, nie powrócili już nigdy więcej z lotów do Rosji.

Od Josef’a Brummer – 1939-1945 przy kompani technicznej  Szkoły lotniczej A/B 9 Grodków (Flugzeugführerschule A/B 9 Grottkau)
 

__________________________
[1] Lotnisko wojskowe niemieckich sił powietrznych III Rzeszy Luftwaffe (poln.: siły powietrzne)

 


 

GTE35am.jpg

GTE35bm.jpg

 



Ostatnie dni Grodkowa!


W niedzielę, 4 lutego 1945 roku, wszystkie trzy msze święte były dobrze odwiedzone. Około 200 dzieci parafii spełniło po raz ostatni, jako zwarta rodzina parafialna, swój niedzielny obowiązek w swojej ojczyźnie. Już przez wiele dni miasto przemierzali uchodźcy zza wschodniej Odry i niemieckie oddziały. Teraz nagle około południa nastąpiła szybka i nagląca ucieczka reszty niemieckich oddziałów.

Pojawiła się plotka, że sowiecka armia stacjonuje już niedaleko Kolnicy. Około godziny 3 rozpoczęto ostrzeliwanie miasta. Ostatni wagon towarowy, który o tej godzinie opuścił miasto, został trafiony. Także droga dojazdowa do Nysy stała pod ostrzałem. Armia ruska ruszyła na Grodków równocześnie ze strony Kolnicy oraz Żelaznej. Ostatnią wolną drogą była droga do Ziębic, którą większość mieszkańców Półwsi opuściła ojczyznę.

Wieża kościelna została trafiona dwa razy, z czego jeden pocisk trafił w kopułę, drugi zniszczył okno dzwonnicy. W kaplicy różańcowej granat eksplodował w wnętrzu nawy bocznej, przez co zawalił się sufit. W następnych tygodniach wiązar nad wielkim ołtarzem rozstrzelano bez przebicia sklepienia. Organy i ołtarze umyślnie zniszczono, dach nie miał dachówek.

Straszne były co wieczorne pożary! Spaliły się: wieża ratusza, wnętrze i wierzchołek wieży (sam budynek ratusza został nienaruszony), dworzec kolejowy, poczta, fabryka cygarów, kasa chorych, szkoła dla kobiet koło cmentarza, dom starców niedaleko sierocińca, Nippert obok kościoła parafialnego, drukarnia, hotel Ritter, od tego miejsca cała jedna strona rynku aż do rogu, prawie cała leżąca naprzeciwko strona rynku przy Lowenstrasse, kilka domów przy Junkerstraße, kilka domów przy Breslauer- i Neißerstraße. Pozostały: gazowania, młyn Wistuba, sierociniec, plebania, szpital, kościół ewangelicki, cała Bischofstraße i Südwall, wszystkie trzy bramy, wodociągi z wieżą, aczkolwiek odniosły mniejsze lub większe uszkodzenia.

W Półwsi spłonęło tylko kilka domów, w Tarnowie Grodkowskim część w kierunku Lipowej jest zbyt bardzo uszkodzona. Kościół nie został uszkodzony, jedynie ołtarz uległ wskutek trafienia pociskiem, całkowitemu zniszczeniu, miejsce wlotu pocisku mogło zostać natychmiast zamurowane.

Kiedy zbliża się do Grodkowa spoza, obojętnie z której strony, miasto leży w swoim dawnym zielonym otoczeniu, jak kiedyś, pozornie niezniszczone, brakuje jedynie wierzchołka wieży ratusza.

Pozostali mieszkańcy wskutek ostrzeliwań i pożarów złączyli się w wspólnoty piwniczne i bardzo dotkliwie odczuli przez długie tygodnie nędzę wojny, gdyż linia frontu przechodziła między Nową Wsią Małą i Starym Grodkowem. Koniec lutego ludność cywilną ewakuowano najpierw do przedmieścia Wrocławia, później do Jankowic Wielkich, po dwóch kolejnych tygodniach do Brzegu.

15 maja wróciliśmy stamtąd. Miasto w międzyczasie zostało uporządkowane, jeżeli chodzi o miejsca publiczne i drogi. Wszystkie urzędy były już obsadzone przez Polaków, a napływ Polaków był coraz to większy. Grodków stał się polskim miastem: brak niemieckiego języka, nie tolerowano niemieckich napisów, zostały zamieszczone polskie tabliczki z nazwami ulic i firm. Grottkau przemieniło się w Grodków!

 


Koniec lipca wszyscy Niemcy znajdujący się w mieście zostali skierowani do Krajowego Ośrodka Wychowawczego za drut kolczasty i płot z desek, gdzie w uciążliwych warunkach, niedostatku pożywienia i niebezpieczeństwie zarazy musieli żyć, aż do ich deportacji do Niemiec w czerwcu 1946 roku. Ja sam, pod silnym protestem z mojej strony, zostałem 15 lipca 1945 nagle wydalony z plebani przez polską „Tajną Policję Państwową”. Musiałem opuścić miasto i okręg Grodków w przeciągu 24 godzin. Zakładając, że działania te można uznać, jedynie za ataki pojedynczych władz i że mają charakter jedynie czasowy, udałem się do Wrocławia, gdzie wzniosłem sprzeciw przeciw mojemu wydaleniu przed nadrzędnymi władzami. Dwa miesiące czekałem tutaj, bez stałego miejsca zamieszkania i bez utrzymania na możliwość powrotu do Grodkowa. Kiedy władze biskupie odmówiły mi zgody i nie umożliwiły mi ponownego zatrudnienia, czułem się zmuszonym, by także innym głodującym Niemcom nie być ciężarem, po tym jak wszystkie moje pieniężne i rzeczowe dobra zostały zużyte, w połowie listopada odejść do Rzeszy. Pozostali Niemcy, którzy pod przymusem musieli pozostać, mogli dopiero w przeciągu roku 1946 opuścić Heimat.

Norbert Hettwer, ksiądz
 



GTE40am.jpg



Stary Grodków


Stary Grodków wraz z okolicą należał do rycerza Pogarell’a, do którego posiadłości należały jeszcze inne miejscowości w dolnym biegu Nysy Kłodzkiej. Kiedy członek tego rodu , proboszcz Vinzens v.P., w roku 1207 założył klasztor w Kamieńcu Ząbkowickim, nakłonił on także biskupa wrocławskiego Lorenz’a (1207-32) by przekazać na rzecz nowo założonego klasztoru odpowiednią dotację. ( bieżąca dziesięcina z wiosek).

Wśród wiosek zobowiązanych do płacenia dziesięciny na rzecz klasztoru w Kamieńcu Ząbkowickim zostaje wymieniony także Stary Grodków, m.in. nam, mieszkańcom Grodkowa, dobrze znane wioski Gola Grodkowska i Michałów, powiat brzeski. Pośród tych wiosek z okolicy, Stary Grodków zajął szczególną pozycję. Stary Grodków był centrem władzy terytorialnej Pogarell’a, która była niezależna od kasztelana w Ryczynie. W Starym Grodkowie najstarszy z rodu zamieszkiwał swój gród, a sąsiadujące części posiadłości, jak Kopice i Pniewie rozdzielał wśród członków rodu. Co do lokalizacji dawnego grodu, należy wspomnieć: gdy opuściło się przy posiadłości Pana kowala Hettwer’a ulicę Kunststrasse i skręciło się w uliczkę boczną, natrafiło się na stary zamek, który szacunkowo mógł pochodzić z XV wieku. Około roku 1930 był zagrożony zwaleniem i niezamieszkany. Odwiedzający podziwiali pięknie sklepienia w pomieszczeniu główne starego budynku, którego malowidła na suficie są, w porównaniu z pozostałymi wyniszczeniami, w dobrym stanie. Te trwające przez wieki malowidła przedstawiały sceny z życia rycerskiego i znajdowały się na liście zabytków. Kiedy odpowiedzialny konserwator prowincjonalny w Wrocławiu dowiedział się, o zburzeniu starego budynku przez rosyjskie Służby Pracy?, które miało miejsce w połowie lat 30tych, odbyło się dodatkowe dochodzenie, kto bez uwagi na prawne regulacje, był odpowiedzialny za zburzenie budynku. Utrata tego zabytku kultury, po którym nie pozostała nawet fotografia, nie da się odwrócić. Można przypuszczać, że w XIII wieku w tym miejscu stał gród rodu Pogarell’a.

W 1234 nastąpił całkowity przełom dotychczasowych stosunków przez wprowadzenie na 100 włóków (6000 morgów) w Starym i Nowym Grodkowie prawa niemieckiego. Inicjatorami byli Mrotzko, energiczny kasztelan z Ryczyny i jego brat, kanonik wrocławski Gerlacus, za realizację przejścia na prawo niemieckie odpowiedzialny był lokator Gumprecht. 16 lat później Mrotzko nakłonił lokatora Dalo do wprowadzenia prawa niemieckiego także w na północ od Starego Grodkowa leżącym Doritzdorf. Miejscowość ta pojawia się w dokumentach już w XIV wieku jako samodzielna, później została połączona z Starym Grodkowem.

Około roku 1264 dziedziczny sołtys został po raz pierwszy wymieniony w dokumentach i określony jako właściciel. Był nim Niemiec o imieniu Hermann. ( Nazwiska wtedy jeszcze nie były popularne). Swój urząd musiał prowadzić energiczniej niż jego poprzednicy, gdyż Mrotzko powiększył jego sołtystwo o jeden włok i dodatkowo nadał mu uprawnienia do utworzenia gospody i młynu. Najczęściej do posiadania gospody należało także, w tamtych czasach, uprawnienie do warzenia piwa.

(Źródło: Latzke, Die schlesische Erbscholtisei und Eistert, Die Pogarells)

 



GTE45am.jpg



Stary Grodków, Nowa Wieś Mała


Znowu kolejny rok minął, a nasza ojczyzna w dalszym ciągu jest nam tak daleka i nieosiągalna. Drodzy mieszkańcy 3 wyżej wymienionych gmin! Kiedy znowu się spotkamy na Spotkaniu Ślązaków w Hanowerze było nas niewiele z tych trzech gmin, które miały okazję się tam spotkać. Z małego Żarowa przybyły więcej byłych mieszkańców niż z gminy Stary Grodków, a o Nowej Wsi Małej lepiej nie wspominajmy, gdyż większość mieszkańców wymienionych gmin mieszka niestety w NRD, tylko niewielu znalazło na zachodzie swoją nową ojczyznę. Niestety mieszkają rozsypani po całym kraju, co uniemożliwia im, wziąć udział w spotkaniu. Dowód ich miłości do ojczyzny daje obecność - na każdym spotkaniu - Pani Renaty Taplick ur. Matschke.

Często moje myśli powracając do niezapomnianej ojczyzny, kiedy wtedy moim duchowymi oczami widzę piękne gospodarstwa, rodzimy kościół, moja tęsknota staje się ogromna. Kiedy znowu zobaczymy rodzimy krajobraz z jego śniegiem pokrytymi polami w harmonijnej nizinie. Gdzie pozostał nasz ksiądz Klapper? Ani razu jeszcze nie był na spotkaniu jego byłej wspólnoty parafialnej. Także naszego nauczyciela pan Bittner’a, który obecnie mieszka w Hanowerze, nie było dotychczas na spotkaniu. Czyżby jego stan zdrowotny nie był najlepszy? Gdzie nauczyciel pan Hoppe? Pan Nauczyciel Hentschel widać na zdjęciu ze swoimi uczniami? Poznaliście się wszyscy znowu? Nasza nauczycielka od robótek ręcznych niestety także zmarła, jak przeczytałem w zeszycie 1/62. I tak, każdy z nasz idzie, jeden po drugim, swoją drogą, z dala od ukochanej ojczyzny. Moi Drodzy! W tym roku odbędzie się ponowne spotkanie w naszym mieście, któremu patronujemy – Beckum. Proszę Was, przybądźcie wszyscy do Beckum i udowodnijcie tym waszą silną więź z ojczyzną! Kiedy tak czytam w zeszytach o naszej ojczyźnie, że inne gminy przybywają licznie na swoje spotkania, zadaję sobie pytanie: „Czemu tak nie może być też u nas?”. Musimy się bardziej trzymać razem! Przypomnijcie sobie te ciężkie czasy, które przeżyliśmy; zapomnieliście już? Na przykład gdy inne gminy z okręgu zostały zagonione do Ośrodka Wychowawczego w roku 1945, myślicie czasem o tym? I jaka wielka była za każdym razem radość, kiedy spotkało się kogoś znajomego i można było z nim zamienić ukradkiem parę słów? To była taka wzruszająca radość, że po policzkach staczały się nam łzy. Chcemy przecież na spotkaniach umocnić naszą miłość do ojczyzny i naszym dzieciom przekazać wyraźny obraz kraju i ludzi naszej śląskiej ojczyzny.

Nie powinny to być co roku te same twarze, które się spotyka, wszyscy chcemy się dlatego wybrać na spotkanie w Beckum i w wesołym gronie złożyć naszej ojczyźnie hołd pamięci i wymieniać się wspomnieniami, które dzisiaj są nam tak cenne. Złe czasy przyjdą same, o nich nie chcemy wspominać.

Anonimowa z ojczyzny pozdrawia wszystkich znajomych i przyjaciół z gminu Nowa Wieś Mała, Stary Grodków i Żarowa.

 



GTE50am.jpg
GTE50bm.jpg



Dworzec kolejowy w Starym Grodkowie


Właściwie to Stary Grodków nie miał dworca kolejowego. Oficjalnie tak też naniesiono go na mapach jedynie jako „przystanek” wozu pożarowego w drodze do Brzegu przez Grodków do Nysy. Linia kolejowa była drugorzędną linią kolejową, aczkolwiek nie była bez znaczenia, gdyż prowadziła przez Nysę na Górny Śląsk, do Głuchołaz do granicy z Rzeszą i na zachodzie do ziemi kłodzkiej. Ale dla mieszkańców Starego Grodkowa i innych wiosek w pobliżu pozostanie po prostu „dworcem kolejowym”. Najczęściej spotykało się na nim tylko paru podróżujących. Czekano na zewnątrz lub w poczekalni, kiedy się miało za sobą długą podróż. Już z daleka było słychać dudnienie nadjeżdżającego pociągu, który zatrzymywał się na krótka chwilę. Często władowano bądź wyładowano parę worków ładunku lub baniek na mleko, i już pociąg jechał dalej.

Na dużych dworcach nie zauważa się wjeżdżających pociągów, na które pojedynczy podróżujący nie zwróci uwagi. W Starym Grodkowie oprócz pociągów towarowych były jeszcze trzy pociągi osobowe na dzień w każdym kierunku, tak że nie można sobie było pozwolić na to, aby być niepunktualnym. Miałem okazję szczegółowego studium dworca kolejowego w Starym Grodkowie, gdyż gdy chodziłem do gimnazjum w Nysie, tutaj wsiadałem do pociągu, po długim marszu z Kopic przez trochę mroczny starogrodzki las. Przy gorszej pogodzie wolało się raczej jechać furmanka, a następnie autobusem pocztowym do bardziej odległego dworca w Grodkowie. W stosunku do „Mini-dworca kolejowego” w Starym Grodkowie, brakowało temu nuty indywidualnej. Dworzec w Starym Grodkowie składał się w sumie tylko z pomieszczenia służbowego, do niego przylegało pomieszczenie z kasą oraz poczekalnia o wymiarach większego pokoju gościnnego. Szczególnym elementem w poczekalni był potężny żelazny piec w rogu przy wejściu i wielki zegar stojący między dwoma oknami. Tik-tak, tik-tak, jeszcze bardzo dokładnie pamiętam ciężkie i powolne uderzenia zegara. To tik-tak czyniło z mieszkańca podróżującego, który podążał nie wiadomo dokąd, chociażby do Nysy czy Brzegu. Jazda koleją do Wrocławia albo do Berlina, co w dzisiejszej pędzącej, zmotoryzowanej epoce nie jest wielką odległością, znaczyło kiedyś podróż do „innego świata”.

Kiedy przypadkowo siedziało się samemu w poczekalni, nie można było się oprzeć długotrwałemu wrażeniu płynącego czasu przy ciągłym tik-tak zegara. Na zewnątrz za oknem rozciągała się rozległa nizina, prawdziwe tło, które uczuciowo jest złączone z podróżującym i buduje jego fantazji złote mosty. W tym momencie jednak przestraszały człowieka krzykliwe odgłosy z pomieszczenia służbowego, przez które także w ostatniej część Starego Grodkowa, mijając stary zamek, zapowiadano nadjeżdżający pociąg. Fantazja musiała ustąpić miejsca rzeczywistości.

Ile razy wtedy przy złej czy dobre pogodzie szedłem w drodze powrotnej z dworca kolejowego przez starogrodzki las. Z wielką radością z okazji zaczynających się wakacji, i trochę bardziej smutny w przeciwnym kierunku na koniec wakacji. Gdy wychodziło się z cienistego mroku lasu, ostatnie przygody wakacyjne pozostały w przeszłości, trzeba było skoncentrować się na pozostałej drodze, by nie spóźnić się na pociąg. Ostatnie sto kroków - gdy można było słyszeć już dzwony - trzeba było dlatego też często iść z walizką w ręce szybkim krokiem. Można było zrobić krótką przerwę przy wesoło tryskającym starogrodkowskiej wodzie, która wtedy nie znała jeszcze problemu zanieczyszczeń, czy też w ogrodzie Hirschgarten poświęcić kilka minut na refleksję.

Także później jako student i żołnierz często odjeżdżałem z Starego Grodkowa w daleki świat. Nastąpiła później katastrofa naszej ojczyzny i dopiero latem 1945 roku, na końcu długiej i pełnej przygód podróży z Kilonii do Kopic, zobaczyłem ponownie mój kochany i zaufany dworzec kolejowy w Starym Grodkowie, do którego zbliżałem się z dla mnie niezwyczajnego kierunku – od strony Starowic Dolnych.

 

Przez obijających się tam Polaków wybrałem okrężną drogę przez las do Kopic, aby nie zostać zauważonym.

Dopiero 13 lat później, w lecie 1958 roku, ponownie zobaczyłem dworzec kolejowy w Starym Grodkowie, mianowicie z okazji osobistej wycieczki po Śląsku. W Kopicach pożyczyłem sobie rower i ponownie przeżyłem wcześniejszy marsz, tylko tym razem na rowerze. Dworzec kolejowy popadł w ruinę. Pociąg był już zapowiedziany, parę polskich robotników czekało na peronie. Z podupadłej szopy na towary zrobiłem – z założenia było to zabronione – zdjęcie dworca. Później słyszę, jak z daleka od strony Grodkowa przytoczył się pociąg – dudniąc i z skrzypiąc hamulcami zatrzymuje się. Pociąg ruszył z miejsca i znika w kierunku Nysy. Rzucam szybkie spojrzenie do starej poczekalni, ale wielkiego zegara stojącego z jego powolnym odgłosem tik-tak już nie ma.

Fritz Felder


 



GTE55am.jpg


Tak zobaczyłem Stary Grodków ponownie


Szliśmy od Grodkowa w kierunku Starego Grodkowa. Osiedla w przedmieściach Nysy po prawej i po lewej stronie ulicy pozostały nienaruszone i wyglądały, jakby tej ziemi nigdy wojna nie dotknęła. Plony z pół zostały zebranie, jednak dużo pól leży także odłogiem. W tle leży Kopicki las z wieżyczkami Kopickimi. Zamek spłonął, gdyż podobno szukano w nim pieniędzy.

Teraz dotarliśmy do Nowej Wsi Małej, która była bardzo zniszczona. Dawna gospoda jest już tylko ruiną.

Ten sam obraz w Starym Grodkowie. Początek wioski, kuźni wozów, już nie ma. Jedynie trochę gruzu leży w miejscu, gdzie kiedyś stała. Za tym dom Klimka w miarę dobrze zachowany. Przy Neugebauer’ach dużo ruin, z domu Zipper’a nic nie pozostało, wszystko zburzone, zrównane z ziemią i w tym miejscu Polacy zbudowali nową szkołę. W domu Winkler’a mieszkają Polacy z okolic Lwowa. Chętnie powróciliby do swojej ojczyzny, którą pod przymusem musieli opuścić. Stary Grodków jest po prostu nie do poznania. Gdy Polakom zaczyna brakować pieniędzy, to burzą ściany domów, czyszczą cegły i je sprzedają.

Cmentarz jest w bardzo opłakanym stanie. O ile nie możemy od obcych wymagać, żeby dbali o nasze groby, to najmniejszym żądaniem byłoby, aby tym grobom okazać chociaż trochę szacunku, a nie kierować się ślepą nienawiścią i przewracać nagrobki naszych drogich zmarłych. Nagrobki leżą pod murem na cmentarzu nienaruszone i popadają ruinę. Na niektórych grobach leżą jeszcze przewrócone nagrobki. Dziwnym trafem grób Neubauer’a stoi nienaruszony i można by myśleć, że to świeży grób. Poza tym cmentarz przypomina puszczę oprócz paru grobów, o które dba Pani Lux.

Kościół jest znowu doprowadzony do porządku. Także Matka Boska stoi na swoim starym miejscu.

Stara szkoła całkowicie spłonęła, i widać tylko fundamenty.

Odwiedziny rodziny Lux, jedynej niemieckiej rodziny w Starym Grodkowie. Dzieci mówią dobrym, ale trochę łamanym niemieckim. Córka Irmgad powiedziała mi, że bardzo sobie przypomina sobie mój ślub, który był ostatnim w Starym Grodkowie. Życie Pani Lux razem z dwójką jej dzieci składa się tylko z pracy, gdyż te 3 osoby zaopatrują 17 hektarowe gospodarstwo. Jej syn mając 19 lat jest już samodzielnym rolnikiem i trudzi się ciężką pracą na polu. Rodzina Lux jest jedyną rodziną niemiecką w okręgu, i z Polakami nie mają wiele wspólnego.
Kiedy z podwórza Winklera szliśmy do rodziny Lux i po drodze robiliśmy zdjęcia, Polacy wyszli tłumnie na zewnątrz i przyglądali się dokładnie co robimy. Niewątpliwie rozmywali o nas. Kobieta Winkler’a przejechała się przez wioskę i powiedziała wszystkim kim jesteśmy. Nikt nam nie naprzykrzał, tylko obserwowali nas dokładnie.

Dawna gospoda Reichelt była ponura i na oknach zamontowane były kraty, gdyż znajdował się tam teraz magazyn. Droga do dworca kolejowego prowadziła wzdłuż podupadłych gospodarstw domowych.

Dworzec kolejowy także ponury i pusty. Żaden człowiek tam nie pracuje. Pociągi zatrzymują się w razie potrzeby same i same też stamtąd odjeżdżają. Z odjazdem pociągu do Nysy skończył się nasz dzień w ojczyźnie, był to 10 października 1957 roku.

Serie moich zdjęć mogę przesłać każdemu zainteresowanemu. Proszę wtedy zwrócić się do Herberta Kuczera. Hausham/Obb., Naturfreundstr. 20.